"RÓŻA W RODZINIE" NR 5/107/Grudzień 2006

Powrót do okładki RwR

W bieżącym numerze między innymi:

 

"Duchu Święty, przyjdź" - modlitwy kl. III gimnazjum,

„Z Wierzchowisk do stolicy” - o nowym metropolicie warszawskim,

„O czym marzą” - Katarzyna Woynarowska, Niedziela 9 - 27 II 05

„Gdzie Jezus spędził swoją młodość?” - Alfred J. Palla (materiał pochodzi z książki pt. Sekrety Biblii)

Ciekawostki o świętych

„Chcę służyć powiatowi” - z posłem Ziemi Janowskiej, p. Jerzym Bieleckim rozmawia Józef Łukasiewicz,

„Gdzie jest miejsce katolickich mediów” Józef Łukasiewicz

„Po wyborach” - Józef Łukasiewicz

„Ludzie ludziom zgotowali ten los” – Józef Łukasiewicz

 

Gdzie jest miejsce katolickich mediów?

Pewien pan, rzekomo lojalny Kościołowi katolik, oburzył się i obraził na „Różę w Rodzinie” za to, że podejmuje niekiedy tematykę polityczną, a powinna – jego zdaniem – zająć się wyłącznie sprawami religijnymi. Pogląd ten, rodem z PRL-u, odżywa co i raz na większej arenie, zwłaszcza w kontekście publicystycznych programów Radia Maryja i TV Trwam. Grzmią wówczas neoliberalne publikatory: „Kościołowi, katolikom i katolickim mediom nie wolno się wtrącać do polityki”. Czyli ma być tak, jak było za totalitaryzmu, że są pewni „namaszczeni” - Marksem, Leninem czy ideologią postmodernistyczną - którzy czują się powołani do polityki i rządzenia „ciemnym tłumem”, a innym wara od polityki i od rządzenia. Tak było przez dziesiątki lat i tak by niektórzy chcieli na zawsze.

Oni – „namaszczeni” uzurpują sobie prawo do rządzenia innymi, a więc katolikami też, a raczej przede wszystkim, bo w Polsce ponad 90 proc. należy do Kościoła katolickiego. W imię czego biskup, ksiądz – też obywatel tego kraju – ma się wyłączyć z życia społecznego i politycznego? A co ma zrobić niżej podpisany, który aktywnie uczestniczy zarówno w życiu parafii, jak i miasta? Podzielić się? Wyselekcjonować w sobie co „boskie” a co „cesarskie” i tak skanalizowaną wiedzę rozdzielać – raz tu, raz tam?

Odnosząc się do ataków na katolickie media, wypowiadał się niedawno „nasz” arcybiskup S. Wielgus. Wskazywał, że w tej napaści chodzi o obronę monopolu, wygodnego lansowania poprawności politycznej. „Wrogiem, łotrem, oszołomem i czym tam jeszcze, nazywany jest każdy, kto ośmiela się wyrażać inne, niezgodne z poprawnością polityczną opinie. Żyjemy w wolnym kraju. Każdy, także i przede wszystkim media katolickie, ma prawo do swojej oceny życia politycznego, społecznego i tak dalej, byle czynił to z poszanowaniem godności tych, z którymi polemizuje. [...] Należy bezwzględnie zwalczać fałszywe idee, ponieważ z nich rodzą się złe, szczujące słowa, a potem potworne czyny w rodzaju obozów koncentracyjnych, zabijania narodzonych i nienarodzonych oraz deptania wszystkich praw moralnych i prawa naturalnego” - podkreślał w rozmowie z „Naszym Dziennikiem”. Ks. arcybiskup brał w obronę atakowane przez laickie media katolickie środki społecznego przekazu: „Rolą i świętym obowiązkiem Kościoła hierarchicznego, a także katolickich mediów (które winny być zdrowymi oczami świata) jest wspieranie nienagannych moralnie i mądrych polityków, ludzi nauki i kultury oraz mediów - w ich działaniach przeciwko niesprawiedliwości, uciskowi, nietolerancji (właściwie rozumianej) oraz w pracy dla dobra wspólnego. Nie jest to zadanie łatwe, ponieważ niekiedy bardzo trudno jest odróżnić prawdę, dobro, sprawiedliwość i cnotę od ich pozorów. Czasem należy cierpliwie zaczekać, tak jak wskazuje Chrystus: ‘Po owocach ich poznacie’.”

J. Łukasiewicz 

do góry 

Po wyborach

W Polsce następuje jakby społeczne zmęczenie polityką. Coraz mniej osób deklaruje zainteresowanie udziałem w wyborach, nasila się atmosfera obojętności, zwątpienia i zawiedzenia. Trudno się dziwić, bo doświadczenia ostatnich kilkunastu lat mogą frustrować i zniechęcać. Przyczyn tego stanu jest wiele, istotny zapewne w tym udział ma również obowiązujący u nas model życia politycznego, w którym partie - na mocy Konstytucji opracowanej pod kierunkiem A. Kwaśniewskiego - są jego podstawowym podmiotem. Praktyka życia politycznego nadała partiom ogromne prerogatywy i możliwość zawłaszczania rzeczywistości publicznej, co zostało dodatkowo wzmocnione przez sposób finansowania partii politycznych oraz obowiązujące ordynacje wyborcze do parlamentu i samorządów.

Przypatrzmy się tej mniej znanej, aczkolwiek intuicyjnie wyczuwanej przez opinię publiczną, stronie medalu. Tak naprawdę wybory w Polsce odbywają się miesiąc przed wyborami. Wynika to z faktu, że anonimowe dla społeczeństwa gremia partyjne układają listy wyborcze według swoich kryteriów, często eliminując lub spychając na miejsca „nie biorące” na liście - bo są na przykład niewygodni - ludzi wartościowych, którzy mogliby wiele zrobić dla pomnażania dobra wspólnego. Działacze z aparatu, znając stopień poparcia dla danej partii, mogą z bardzo dużą dozą prawdopodobieństwa określić kto wejdzie do organu, do którego odbywają się wybory, a kto nie, i tak naprawdę pozwalają jedynie elektoratowi potwierdzić rozstrzygnięte przez nich już wcześniej wybory.

Bywa i tak, że niektórzy przez nas wypromowani służbę publiczną traktują jako załatwianie swoich własnych interesów, a urząd jak prywatny folwark. Posługują się cynizmem, krętactwem, kłamstwem, arogancją, instrumentalizacją ludzi. Nie liczą się z tymi, dzięki którym uzyskali kredyt zaufania i poparcie społeczne. Jeśli np. mają kaprys i chcą pojechać samochodem służbowym na weekend do Zakopanego, to mogą to zrobić bez problemów, byleby mieli fakturę na paliwo. Te działania budzą zgorszenie i dezaprobatę, ale co z tego?

Coraz bardziej opinia publiczna ma dość takich zachowań, które, niestety, się zdarzają i są krzywdząco uogólniane na wszystkich działaczy i polityków. Rzeczpospolita – ta wielka, Najjaśniejsza i ta mała, janowska – wymaga naprawy, ale przede wszystkim są potrzebni „ludzie sumienia”, o co apelował nasz Wielki Rodak Jan Paweł II. Jego słowa są cały czas niezwykle aktualne. Choćbyśmy przyjęli najlepsze ustawy, nie zmienią się struktury państwa i jakość naszego życia publicznego, jeśli nie będą w nim obecni „ludzie sumienia”.

Nasz świat jest taki, jakim go zrobimy. Czasami się to udaje. Warto więc uczestniczyć w życiu publicznym, prezentować swoje pomysły, idee. Jeśli nikt nie będzie prezentować swoich idei, walczyć o nie, to nikomu się nic nie trafi. Będą nami handlować ci, dla których liczy się grosz od łebka. A demokracja jest wtedy, gdy ludzie chcą sprawować władzę. Mogą to robić bezpośrednio bądź przez przedstawicieli, ale muszą chcieć. A jeśli nie chcą, wtedy nie ma demokracji, jest tylko fasada, za którą może kryć się cokolwiek. Wolności nikt nikomu nie może dać, każdy wolność musi sobie wziąć.

J. Łukasiewicz

do góry 

Ludzie ludziom zgotowali ten los

 

Codziennie niezliczone ludzkie losy pukają do naszych serc i wzywają do jakiegoś udziału w tragediach i rozpaczy. Wołają do nas nie tylko sceny z wydarzeń nam współczesnych, ale dzięki archiwom, książkom, pamiętnikom, ożywają na nowo historie ludzi, których dziś nawet prochów trudno szukać gdziekolwiek.

M.in. w Hiroszimie co roku uderza dzwon, by świat nie zapomniał. Groby w lesie katyńskim, w Treblince, na niemal wszystkich cmentarzach nie przestają bezgłośnie wołać do kolejnych pokoleń. Nawet wtedy, gdy nie musimy chwytać za oręż, zbiegać do schronu albo szukać na pobojowisku ofiar swoich bliskich. Te doświadczenia nie są nam wcale obce. Przecież dziś tak właśnie żyją ludzie w wielu ziemi zakątkach, a jeszcze niemal wczoraj żyli tak nasi ojcowie tutaj, gdzie my teraz mieszkamy. Codziennie w mediach ktoś żąda kary dla oprawców, ktoś inny wyraża swoją solidarność w bólu, kolejni domagają się międzynarodowej reakcji. To nic, że wydarzenie miało miejsce setki albo i tysiące kilometrów stąd, dwadzieścia albo sto lat temu. Mało istotne, że o ofiarach usłyszeliśmy dziś po raz pierwszy i nigdy ich przedtem nie znaliśmy. Sześćdziesiąta piąta rocznica zagłady, sześćdziesiąta rocznica mordu... - przywodzą na myśl wydarzenia znów mrożące krew w żyłach i wyciskające po raz kolejny łzy żalu.

Każde pokolenie ma swoje szlaki na ziemi. Krocząc tymi drogami można się zapatrzyć w siebie albo pod nogi i nie dostrzegać innych. Można bezrefleksyjnie mijać cmentarze, pomniki, ruiny. Można, tylko czy nie upomną się kiedyś ominięte, zapomniane, wymazane naszą lub cudzą ręką ludzkie ślady dla nas odciśnięte?

Chyba więc warto cofnąć się krok po kroku na te miejsca i do tych ludzi. Warto ich odnaleźć i wrócić pamięci. Warto poznać przez kogo mamy dziś wolną Polskę i zobaczyć ile nas ta wolność kosztowała.

---------

Już tylko nieliczni pamiętają z autopsji II wojnę światową i bezmiar okrucieństwa, jakie ona przyniosła. Trudno wręcz słowami opisać to zło, jakie się wtedy dokonało. Przyniosła śmierć fizyczną i psychiczną, eksterminację, upadek wartości i ideałów. II wojna światowa to zdziczenie, obozy, łagry, faszyzm, komunizm, rasizm, masowa zagłada, degradacja wartości i redukcja osobowości, uwikłanie ofiar w zbrodniczy system. Codzienne obcowanie ze śmiercią. Niemcy traktowali ludzi jak rzeczy, jak przedmioty, które po zużyciu są wyrzucane na śmietnik. Zwłoki ludzkie wykorzystywano jako surowiec do produkcji mydła, nawozów, wyrobów ze skóry. Zbrodnie, jakich dokonywano, to nie zwykłe zbrodnie, jakie ludzkość znała od zarania dziejów, lecz ich najwyższe stadium; zbrodnie, które system totalitarny doprowadzi do doskonałości w niespotykanej w świecie skali, do rozmiarów ludobójstwa.

Motto „Medalionów” Marii Dąbrowskiej brzmi: „Ludzie ludziom zgotowali ten los.” Zawiera gorycz – refleksję i pytanie: jak to się mogło stać? Jak człowiek mógł tak upokorzyć drugiego człowieka?

W czasie II wojny światowej 1939–45 Niemcy pozaprawnie stosowali ekspedycje karne w postaci masakr ludności cywilnej. W Pikulach np. wystarczyło podejrzenie, że mogą tam ukrywać się partyzanci. Nie sprawdzano czy na pewno i ewentualnie kto ukrywa – wymordowano wszystkich. Ocalały jednostki, których akurat tego dnia nie było we wsi albo ukryły się pod mostem czy udawały zabitych w bruździe na polu. Te mordy przybrały masowy charakter. Podczas dokonywania pacyfikacji stosowano zasadę zbiorowej odpowiedzialności bez oszczędzania dzieci i kobiet. Rabowano i palono zabudowania. Akcje były przeprowadzane przez SS i policję niemiecką pod osłoną i często z udziałem Wehrmachtu. W niektórych pacyfikacjach (m.in. w Momotach) użyto samolotów Luftwaffe. Tego rodzaju zachowań nie ma w żadnym kodeksie wojennym, to były zwykłe działania przestępcze i zbrodnicze.

Liczba wsi, w których dokonano pacyfikacji, sięga tysięcy; co najmniej 75 wsi zniszczono całkowicie. Zamordowano w ten sposób ok. 20 tys. mieszkańców polskich wsi. W pobliżu Janowa było ich ponad 50, m.in.: Borów k. Annopola (232 ofiary, w tym 103 dzieci), Batorz (124), Chrzanów (122), Zdziłowice (144).

Michniów k. Kielc, w którym zamordowano 203 osoby, a wieś spalono, jest symbolem wszystkich wsi polskich spacyfikowanych przez hitlerowców. Powstało tu Mauzoleum Męczeństwa Wsi Polskiej - symboliczny cmentarz na obszarze około l ha z krzyżami i obeliskami poświęconymi poszczególnym wsiom. Działa Fundacja, która opiekuje się Mauzoleum oraz dokumentuje pacyfikacje niemieckie w całym kraju. Stałe wystawy pokazują na fotografiach i dokumentach hekatombę narodu polskiego podczas II wojny światowej. Dotychczas upamiętniono krzyżami na symbolicznym cmentarzu ok. 260 wsi.

Gdy o nich myślę – o tych z Pikul i Momot, Otrocza i Batorza, o tych z Katynia, Charkowa, Bykowni i z pozostałych sześciu tysięcy dołów śmierci na Wschodzie, przychodzi mi na pamięć wers Adama Mickiewicza: „Jeżeli zapomnę o nich, Ty, Boże, zapomnij o mnie”. Dobrze więc się stało, że ostatnio powstał w Michniowie pomnik oddający hołd zabitych w miejscowościach Ziemi Janowskiej. 2 listopada br. dokonano tam odsłonięcia i poświęcenia obelisku, a w uroczystości wzięli udział m.in.: starosta janowski, burmistrz Janowa, wójtowie okolicznych gmin, poczty sztandarowe i orkiestra. Uroczystości przewodniczył ks. Tadeusz Ocimek – kapelan.

J. Łukasiewicz

do góry 

Wydawca:
Parafia św. Jana Chrzciciela w Janowie Lubelskim
Redaguje zespół:
Dyrektor Redakcji: ks. inf. Edmund Markiewicz
Redaktor odpowiedzialny: ks.
Tomasz Kwaśnik

Adres redakcji:
Parafia Rzymskokatolicka p.w. św. Jana Chrzciciela
23-300 Janów Lubelski, ul. Szewska 1, tel. (0-15) 872-01-11