DROGA KRZYŻOWA EKSPIACJĄ ZA
NIEWYPEŁNIENIE ŚLUBÓW JASNOGÓRSKICH
16 marca br. w stacyjnym kościele – Św. Jadwigi
Królowej w Janowie Lubelskim odbyło się nabożeństwo Drogi Krzyżowej,
jako wynagrodzenie Panu Bogu za grzechy Narodu, a szczególnie za
niewypełnienie Ślubów Jasnogórskich.
Drogę Krzyżową w adaptacji Teresy Dudy przygotowali i
przeprowadzili członkowie Wspólnot dla Intronizacji Najświętszego Serca
Pana Jezusa Króla Wszechświata z janowskich parafii. We wprowadzeniu
animatorka podkreśliła: „Droga Krzyżowa, to nie tylko droga Pana Jezusa,
i nie tylko moja droga, ale również [...] droga naszej Ojczyzny. Dzisiaj
chcemy uświadomić, na ile wypełniliśmy Śluby Jasnogórskie odnawiane w
okresie peregrynacji Ikony Jasnogórskiej.
Wielka Matko Boga i Człowieka, Królowo Świata i
Polski Królowo, pragniemy wraz z Tobą przejść Drogę Krzyżową, prosząc o
to, aby Jezus Chrystus – Twój Syn, był uznany Królem, Który króluje
przez miłość płynącą z Jego Najświętszego Serca, byśmy wszyscy nawrócili
się, czynili pokutę, głosili Jego chwałę i budowali Jego Królestwo
prawdy i życia, sprawiedliwości i pokoju, miłości i miłosierdzia, byli
Jego świadkami...”
Po słowach wprowadzenia, mocno zabrzmiał śpiew
pieśni: „O Wielka Matko Boga i Człowieka, Tobie Ojcowie nasi ślubowali…
Królowo Polski przyrzekamy, Królowo Polski ślubujemy” ze wzniesionymi
rękami wzwyż. Na początku każdej stacji wybrzmiewały kolejne słowa
Ślubów, a po nich rozważania cierpień Jezusa w czasie drogi na Kalwarię
w nawiązaniu do naszych wad narodowych z prośbą o nawrócenie.
W 1956 roku uroczyście przyrzekaliśmy strzec w każdej
polskiej duszy daru łaski jako źródła Bożego życia, stoczyć największy
bój z naszymi wadami narodowymi, bronić godności kobiety, strzec
nierozerwalności małżeństwa, uważać dar życia za największą łaskę Boga i
najcenniejszy skarb Narodu, zdobywać cnoty wierności, sumienności,
szacunku dla drugiego człowieka.
To nabożeństwo Drogi Krzyżowej uświadomiło nam, że
Śluby Jana Kazimierza nie zostały spełnione, podobnie jak nasze śluby
ciągle czekają na realizację. Tymczasem zło coraz bardziej szleje wśród
nas. Brakuje nam głębokiej wiary, silnej woli. Obiecywaliśmy bój, ale
boju nie było. Stoimy wobec strasznej ruiny: ponad milion rozbitych
małżeństw; tylko w 2010 roku, według statystyk, co drugie małżeństwo w
Warszawie rozpadło się. Jak traktujemy dziś dar życia, skoro dorosłe
polskie kobiety w manifestacjach żądają wolnego dostępu do
antykoncepcji, aborcji, in vitro!? Skoro tysiące matek i ojców niszczy
poczęte życie!? Dlatego zakończeniem każdej stacji naszego nabożeństwa
były suplikacje: Przepuść Panie, przepuść ludowi Twojemu...
Przyrzekaliśmy, że Naród będzie świątynią pełną Bożej łaski. Jakże
często, jest raczej pretorium Piłata, gdzie ciągle skazuje się Jezusa na
śmierć.
Rozważając kolejne stacje, przepraszaliśmy także za
znieważanie Eucharystii, za brak zrozumienia wartości Krzyża i jego
profanację, za ustawy łamiące Boże prawo we wszystkich dziedzinach życia
narodowego. Wznosiliśmy przebłagania za zło wyrządzane przez nałogi:
alkohol, narkotyki, seks, internet, hazard itd., za objawy znieczulicy,
pospolity wulgaryzm, egoizm, czerpanie korzyści ze szkodą dla wspólnego,
narodowego dobra, za brak patriotyzmu. Przepuść Panie, przepuść ludowi
Twojemu...
Stając przy stacji Chrystusa Zmartwychwstałego,
naszego Pana i Króla, wierni przepraszali za zniewagi Najświętszego
Serca oraz Bolesnego i Niepokalanego Serca Maryi. Przepraszali za
wszystkie grzechy osobiste, grzechy swych rodzin, parafii i Ojczyzny,
prosząc o moc zrealizowania Jasnogórskich Ślubów Narodu.
Teresa Duda
do
góry
KTO
UCZY DZIECI PIJAŃSTWA?
Przeprowadzono badania dotyczące picia alkoholu przez
dzieci i młodzież. Jak wynika z badań Państwowej Agencji Rozwiązywania
Problemów Alkoholowych do picia wódki przyznaje się w tej chwili około
połowa młodzieży, podczas gdy w 1992 r. tylko jedna trzecia młodzieży. W
krajach Europy Zachodniej młodzi piją alkohol po raz pierwszy w życiu w
wieku około 15 do 16 lat, natomiast w krajach postkomunistycznych
wcześniej: I tak na Węgrzech w wieku 13. Najtragiczniejszą rzeczywistość
przedstawiają polskie dzieci. Piją poniżej 10-go roku życia 8% chłopców
i 2% dziewczynek. Między 11 a 14 rokiem życia pije 41% chłopców i 27%
dziewczynek. Oczywiście piją nie cały czas, ale już pili alkohole.
Pisze o tym w tygodniku "Solidarność" nr 41 Jerzy
Kowalski w artykule „Pijani za młodu”: „Zapytajmy więc dlaczego dzieci i
młodzi piją alkohol? Mówię tak: ponieważ piją wszyscy. Piją dla zabawy,
piją z nudów, piją, aby nie zostać w tyle za innymi, piją, aby zapomnieć
o kłopotach szkolnych czy domowych”. Autor artykułu pisze: „napoje
alkoholowe są najpopularniejszą substancją psychoaktywną wśród młodzieży
szkolnej, czym zresztą nie różni się ona od dorosłego społeczeństwa. Z
badań wynika, że piło 88% trzecioklasistów. Chodzi tutaj o szkołę
średnią. Chłopcy preferują piwo - 73%, potem wódkę 54% i wino 39%.
Dziewczęta wolą wino 42%, piwo 40%, i wódkę 38%. Młodzież pije, choć
konsekwencją są kłótnie i sprzeczki. Doświadcza ich 35% tej młodzieży i
ma problemy ze swoimi rodzicami. 30% mówi, że w ich życiu zdarzają się
bójki i przepychanki. A jeśli coś ich powstrzymuje od picia - to ryzyko,
czyli skutki wypadków po alkoholu, destrukcje życia rodzinnego lub
szkody zdrowotne, a także przemoc i kac. Ale nie powstrzymują się od
picia z powodu norm, czyli wartości, jak np. picie wbrew zasadom, powody
religijne, czy zła opinia rodziców.
Zapytajmy, kto jest winien tej sytuacji? Nierzadko
sami rodzice. Po pierwsze nie są dobrym przykładem. Dzieci widzą często
ojca czy matkę pijanych lub pijących. Jeśli dla rodziców przyjęcia z
alkoholem są jedyną formą rozrywki i spędzania czasu, czego mogą nauczyć
własne dzieci? Zdarza się także, że rodzice namawiają dzieci do picia.
Spróbuj troszkę, nic ci nie zaszkodzi, i dzieci próbują. Często pierwsze
próbowanie zaszkodziło dzieciom na całe lata.
Drugą przyczyną i chyba najczęstszą jest ideologia
powszechnego luzu. Niełatwo jest być na luzie - jak mówią młodzi - gdy
się nie popije. Luz w relacjach międzyludzkich i w szkole, i na ulicy.
Daj sobie luz. Wyznawcy luzu bardzo łatwo znajdują uznanie u
młodocianych, mówią, że tylko młodzi są najważniejsi, że tylko młodzież
ma prawa do wszystkiego. Dzieci i młodzież nie widzą powodów więc aby
powstrzymać się od eksperymentowania i od używania wszystkiego łącznie z
alkoholem. I na tym właśnie polega tzw. dobrodziejstwo liberalizacji
życia, które prowadzi w rezultacie do samozniszczenia.
Do picia skłania młodych także sytuacja społeczno-
ekonomiczna. Bezrobocie to bezsens życia i sytuacja stresogenna. Brak
jest też wzorców, autorytetów, obserwujemy zanik wszelkiej dyscypliny
społecznej. Rządzący parlamentarzyści a nawet niestety czasem
nauczyciele nie stanowią żadnych wzorców do naśladowania. Wręcz
przeciwnie, są tragicznymi autorytetami. Ten był pijany na forum
międzynarodowym, tamten uczestniczył w aferze alkoholowej, tych widziano
w knajpie a jeszcze innych na ulicy, czy na mównicy pijących. Ostatnio
nawet Parlament przyznał strażakom prawo sprzedaży alkoholu w remizach.
Alkohol sprzedaje się też dzieciom i młodzieży. Nikt
nie reaguje na młodocianych pijanych na ulicach, często po prostu ze
strachu. I choć różne są przyczyny picia jest to wielki dramat. Często
nie wiemy jak pomóc w tej sprawie. Ta jedna pomoc jest na pewno
skuteczna: modlitwa o trzeźwość narodu, modlitwa o trzeźwość polskiej
młodzieży.
Krystyna Czuba
do
góry
MAJOWE GRANIE
Kościół św. Jana Chrzciciela w Janowie Lubelskim
znany jest w regionie i daleko poza nim jako sanktuarium Matki Bożej
Łaskawej, a jego historia sięga XVII wieku i jest związana z inicjacją i
dziejami miasta. Wysoko, na czołowej fasadzie świątyni umieszczony jest
balkon, zwyczajowo nazywany „gankiem”. Ów „ganek” jest przez mieszkańców
Janowa jednoznacznie kojarzony z majowym graniem. Kilkuosobowy zespół
muzykantów w świąteczny wczesny ranek wygrywa Maryjne pieśni. Ich echo
osnuwa wtedy niemal całe budzące się do nowego dnia miasteczko.
Nikt już nie pamięta kiedy to się zaczęło. Nie można
jednak wykluczyć, że granie na ganku zainicjowali jeszcze oo.
dominikanie, którzy tu włodarzyli do roku 1864. Wiadomo natomiast na
pewno, że majowe granie trwa co najmniej 114 lat. Zaczęło się w 1898
roku, gdy organistą w Janowie był Józef Janisz – wykształcony muzyk i
dobry organizator, kapelmistrz orkiestry wojskowej w carskim wojsku i
komendant nowo założonej w Janowie straży pożarnej. On bowiem w 1898
roku założył chór parafialny, a parę lat później powstał drugi chór –
dziecięcy. Janisz zorganizował także orkiestrę dętą, która w repertuarze
miała – oprócz pieśni religijnych – także patriotyczne i ludowe.
Muzykanci pochodzili z Janowa i – w większości – z okolicznych wsi,
głównie z Rudy, Białej, Kawęczyna, Rataja i Wólki. Występowała w
niebieskich sukmanach. Orkiestra była szeroko znana i zapraszana na
występy do innych miejscowości.
W tym czasie parafią włodarzył ks. kan. Franciszek
Ostrowski, ale jego stałą siedzibą była plebania w Białej. W janowskim
klasztorze natomiast mieszkali wikariusze; na przełomie XIX i XX w. byli
to: ks. Czesław Koziołkiewicz (późniejszy prałat i przez 49 lat [!]
proboszcz par. WNMP w Biłgoraju, ur. 1871, zm. 1952, w Janowie od roku
1894 do 1903), ks. Ignacy Domański, ks. Piotr Łukasiewicz i ks. Michał
Zawisza (potem, od 1908 do 1931 r. proboszcz w Janowie). Zajmowali oni
pomieszczenia na piętrze, zaś cały parter zajmował wraz z rodziną carski
naczelnik Janowa, areszt i szkoła. Owemu „Moskalowi” (bo tak go
powszechnie zwano) nie podobało się majowe granie na ganku – wyraził to
wobec organisty Janisza. Skoro jest zakaz, więc p. Janisz zebrał
orkiestrę na dziedzińcu kościoła i nie grano już „na ganku”, tylko na…
ziemi!
Muzykanci mieli jeszcze w swojej historii drugie
przykre wydarzenie. O ile „Moskala” dało się sprytnie obejść, o tyle
trudniej (i groźniej!) było z „przewodnią siłą narodu” – PZPR, gdy w
latach 60-tych XX w. dwóch młodych partyjnych aktywistów (pewnie dla
kariery) oskarżyło ich przed kolegium ds. wykroczeń o... zakłócanie
ciszy w mieście. Muzykanci dostali wysokie kilkutysięczne mandaty, ale
solidarni parafianie spłacili ich „karę”.
Przez lata w naturalny sposób zmieniał się skład
osobowy zespołu muzycznego. W okresie międzywojennym i później – do lat
50. XX w. – muzykantów było kilkunastu, potem ich liczba topniała.
Pewnie m.in. dlatego, że od zawsze byli to amatorzy samoucy, którzy nie
mieli finansowego patrona, lokalu czy kierownictwa. Spotykali się na
próby we własnych domach. Miało to jednak tę dobrą stronę, że do ich
muzykowania włączały się przez to dzieci, które z czasem zmieniały w
zespole swoich rodziców czy dziadków. Posługiwali się klasycznymi
instrumentami muzycznymi dętymi, które - nawiasem mówiąc - były ich
prywatną własnością. W różnych okresach były w zespole różne instrumenty
blaszane, na ogół: trąbka, tuba, waltornia, klarnet, puzon, kornet,
niekiedy saksofon lub flet.
Dzisiaj młodzi częściej muzyki słuchają, niż ją
uprawiają, a jeżeli już, to niewielu interesują instrumenty dęte, bo od
lat 60. ub. wieku młodzież owładnięta jest gitarą, perkusją i
przeróżnymi instrumentami elektronicznymi. Dlatego orkiestry dęte, w tym
i ta mała janowska, przechodzą kryzys. Widać to choćby po częstotliwości
„majowego grania” – teraz tylko w świąteczne poranki.
Tymczasem kiedyś, aż do lat 80. XX w., „Chwalcie łąki
umajone”, „Po górach, dolinach”, „Serdeczna Matko” i wiele innych
melodii rozlegało się przez wszystkie 31 dni maja, a ponadto jeszcze
przez godzinę w świąteczne majowe popołudnia. W miasteczku przeważała
wówczas niska, parterowa zabudowa, nie było hałasu motoryzacyjnego, ani
radiowo-telewizyjnego, więc muzyka niosła się daleko, przy korzystnym
wietrze aż po las. Wielu w świąteczne popołudnie specjalnie wychodziło
do rynku, by na ławeczce wysłuchać swoistego koncertu. Zachwycali się
nim również podróżni na dworcu autobusowym. Muzykantów tych widać też
było przy innych uroczystościach kościelnych – na bożonarodzeniowej i
noworocznej Pasterce, podczas Rezurekcji, na procesji Bożego Ciała i
podczas odpustów. Towarzyszyli procesji do Kruczka i co niektórym
zacniejszym obywatelom podczas pogrzebu. Kolędowali w dzień św.
Szczepana, Nowy Rok i Trzech Króli chodząc do znamienitszych domów.
Mimo wskazanych powyżej trudności, majowe granie z
kościelnego „ganku” trwa nadal. Na stałe – mam nadzieję – wpisało się w
pejzaż Janowa. Tradycja znana jeszcze tylko w dwóch bodaj
miejscowościach (na Pomorzu i Podkarpaciu) - jest u nas podtrzymywana.
Jest ona świadectwem zarówno wiary – wiernej służby Bogu i Maryi, jak i
kultury muzycznej. Jest czymś, co wyróżnia janowskie sanktuarium spośród
innych; i tak np. misterium Wielkiego Tygodnia jest specyfiką Kalwarii
Zebrzydowskiej, symbolika jerozolimska – sanktuarium wambierzyckiego czy
koncerty organowe w Świętej Lipce, a u nas mamy granie na ganku. Niech
więc trwa, niech ocaleje ten piękny relikt naszej kultury, wiary i
tożsamości narodowej.
Józef Łukasiewicz
do
góry
Wydawca:
Parafia św. Jana Chrzciciela w Janowie Lubelskim
Redaguje zespół:
Dyrektor Redakcji: ks.
dr Jacek Staszak
Redaktor naczelny: Józef Łukasiewicz
Asystent kościelny: ks.
Michał Majecki
Adres
redakcji:
Parafia
Rzymskokatolicka p.w. św. Jana Chrzciciela
23-300 Janów Lubelski, ul. Szewska 1, tel. (0-15) 872-01-11
|